3.07.2013

Rozdział 4

,,Ogień mi oczyszcza duszę
i zostaje ledwie garstka...
...popiołu.''

            Miałam okropny, uciążliwy dylemat. Czy powiedzieć temu całemu Vicktorowi, że jestem niewolnicą Dariana i dzięki temu zapewnić pomoc mojemu kręgowi, czy też powiedzieć prawdę i zostać olana, a tym samym skazać nas na porażkę?
Wiem, wiem. Jestem w piekle, a tu nagle odzywa się sumienie. Mimo wszystko jeśli powiem mu, że nic mnie z Darianem nie łączy skażę również i siebie na... coś niedobrego i pewnie bolesnego?
Ale z drugiej strony ucierpi mój honor.
Teraz jednak miałam inne zmartwienia, dotrzeć do Czwartego Kręgu w jednym kawałku. Często tam bywałam i wiem, że nie jest to przyjemne miejsce, to nie tak, że w piekle może być miło, ale przyzwyczaiłam się do mojego kręgu. Wiedziałam na kogo trzeba uważać bardziej lub mniej, do kogo się zwrócić jeśli ma się jakąś sprawę, no i mój opiekun nie był taki straszny jak inni. Był upierdliwym i męczącym dupkiem, ale nie trafiłam tak źle.
Tak,  to dziwne, bo w końcu to domek samego diabła.

  – Czego? – Spojrzałam na dwóch rosłych mężczyzn, których pięści były wielkości mojej głowy. Ich przyćmione oczy lustrowały moją skromną sylwetkę, zatrzymując się na wysokości biustu. Strażnicy. Znałam ich z widzenia, jednak co jakiś czas się zmieniali, więc co rusz stał tutaj ktoś inny.
  – Chcę się dostać do Czwartego Kręgu, z rozkazu Wielkiego Dariana. – Niższy z nich, wyciągnął coś w rodzaju notatnika oprawionego w złotą skórę i przekartkował go. Mruczał pod nosem jakieś słowa w innym języku, jakby rosyjskim, więc nic z tego nie rozumiałam. Nie był z tego zadowolony, oni nie lubią jak przechodzi się do innych miejsc, choćby dlatego, że jeśli ktoś coś narobiłby nie na swoim terenie, to właśnie Strażnicy musieliby interweniować i pewnie po części ponosić konsekwencje, ale ja miałam przepustkę.
  – Imię?! – ryknął głośno, próbując przekrzyczeć wrzawę, która powstała przez bójkę.
  – Liliana Jar – Osiłek przekartkował kajecik jeszcze raz i podał mi go. Musiałam złożył swój podpis, a on wręczył mi łańcuszek z numerem mojego kręgu. Oznaczało to, że po prostu jestem gościem. Mężczyźni przepuścili mnie, a ja pochyliłam się nad studnią. Raczej powinnam powiedzieć nad kopcem, obudowanym murkiem, ale wygodniej mówiło mi się na to studnia. Zeszłam po drabince, czując okropną duchotę. Moje ręce kleiły się od potu, a ja z trudem nabierałam powietrza. Stawiałam stopy ostrożnie i kurczowo trzymałam się szczebelków, żeby się nie poślizgnąć i nie runąć na dół oraz przy okazji nie skręcić sobie czegoś lub złamać. To, że jestem już nie żywa nie oznacza, że nie czuję bólu.

           Po jakiś trzech minutach schodzenia w dół, z ulgą postawiłam nogi na ziemi. Kręgi nie różniły się między sobą jakoś szczególnie. Może tutaj było trochę duszniej i było mniej piasku, a więcej skał. Jednak krajobraz był bardzo podobny. Domy wyglądające jakby były ulepione z gliny pokryte były strzechą. Wszędzie kręcili się zmęczeni ludzie, a między nimi przechadzali się dumnie demony, zerkające co chwilę na co okazalszego przechodnia.
Pokręciłam głową na ten widok i otrzepałam się z przylegającego kurzu.
Musiałam się udać do jakiejś knajpy i zdobyć informacje, bo oczywiście Darian nie powiedział mi gdzie mam znaleźć tego całego Deladrisa. Poszukałam jakiegoś baru i wbiłam się w tłum. Ludzie, czy nie ludzie zerkali na mnie napalonym wzrokiem. Wypięłam się dziarsko i dopchałam do baru. Spojrzałam na zielonookiego barmana z ciemnymi, ulizanymi jakimś paskudztwem włosami, wycierającego kufel z piwem.
Rzucił mi przelotne, niezbyt przychylne spojrzenie. Wyglądało, to tak jakbym była kolejną nachalną klientką, a on z wielką łaską mnie obsłuży.
 – Witaj – zaczęłam przymilnym tonem, próbując dopasować sposób mówienie, do epoki z jakiej pochodził, a nie były to raczej moje czasy. Na szczęście w knajpie nie było o dziwo głośno. – Szukam niejakiego Vicktora Deladrisa. – Barman przestał wycierać szkło i roześmiał się.
 – Nic za darmo mała. – Już miałam wyciągnąć pieniądze (tak, tutaj też mamy kasę), kiedy powstrzymał mnie. Nagle domyśliłam się na czym ma polegać ta zapłata.
Och, no tak. Ale ja się w to nie bawię. Wyrwałam się z jego uścisku.
 – Nikt ci tu nic nie powie, nie za pieniądze. – Syknął.
Tak, cholernie wspaniale. Po prostu wspaniale.
 – Jestem od Dariana – rzuciłam oschle.  Przyjrzał mi się, jakby chciał sprawdzić, czy kłamię, więc pomachałam mu wisiorkiem przed nosem. Wyraz jego twarzy zmienił się, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, teraz widniał na niej strach.
Interesujące, doprawdy interesujące, jak Darian działa na innych. Muszę go o to zapytać, tak jakby rzeczywiście miał mi zamiar powiedzieć.
 – Deladris mieszka pięć domów stąd.

Wróciłam na zewnątrz, gdzie było tylko troszeczkę bardziej świeże powietrze. Spojrzałam po budynkach, odliczając. Dom Deladrisa, nie wyglądał jakoś inaczej od reszty. Był mały i zniszczony. Zbudowany z cegieł, który wyglądały jakby zbudowano je przed pierwszą wojną światową. Podeszłam do drzwi, który z ledwością trzymały się na zardzewiałych zawiasach. Z braku dzwonka, zadudniłam pięścią.
Po chwili uchyliły się, a ja mogłam zobaczyć jasnowłosego mężczyznę. Zlustrowałam go dokładnie. Ciemna karnacja, chociaż nie miałam pewności, czy jej odcień nie był po prostu spowodowany tym, że przebywa w piekle. Jasno niebieskie oczy (odetchnęłam, oznaczało, to, że nie jest demonem, tylko człowiek. Ee... był człowiekiem), wąskie usta, zaciśnięte w kreskę. Miał na sobie brązowe poszarpane, spodnie, białą koszulę, obecnie w odcieniu kremowego i szelki.
 – Coś za jedna? – No i co ja teraz mam powiedzieć? Prawdę, czy to co nakazał Darian?
 – Jestem Lila Jar, przysyła mnie Darian z Trzeciego Kręgu, ty jak mniemam jesteś Vicktor Deladris? – Deladris uniósł wymownie brew, ustępując mi miejsca, abym mogła wejść do środka. Z ulgą mogę stwierdzić, że w środku było o wiele chłodniej niż na zewnątrz, jakby miał zamontowaną klimatyzację. Rozejrzałam się szybko, po wąskim przedpokoju, maźniętych brązową farbą. Robił chyba to malarz amator, bo wszędzie były zacieki. Przeszliśmy do pokoju-sypialni. Gdzie stało jedynie łóżko i stolik z jednym krzesłem. Ja miałam przynajmniej fotel.
Zajęłam krzesło, gdyż nie chciałam siadać na łóżku obcego faceta.
 – Czego chce ode mnie Darian?
 – Pomocy.
 – Pomocy? – rzucił rozbawiony.
 – Niejaki Amicus pragnie przejąć Trzeci Krąg, zaatakował nawet parę osób, przy pomocy Upiorów.
 – Ale co ja mam do tego?
 – Darian twierdzi, że możesz pomóc. Jednak mam pewien list, który nakazał mi przekazać.
 Wyjęłam kopertę, sygnowaną pieczęcią mojego opiekuna i podałam Vicktorowi. Po trzech, czy czterech minutach analizowana listu, odłożył go na szafkę i spojrzał na mnie.
 – Jesteś jego niewolnicą? – Ze zdziwienie otworzyłam usta, czy ten nieszczery gad, napisał to w liście? Zakłamany wypierdek.
 – Nie wiem, czy można to tak określić.
 – Zatem, Darian liczy na moją pomoc, przysyłając mi jedynie jakąś grzesznicę odpokutowującą złe uczynki? No cóż, nie sądzę, żeby ta sprawa była tak ważna, skoro...
 – Nie nazwałabym siebie jego niewolnicą, a raczej pomocą. – Prychnął. – Nie łączą, nas żadne stosunki intymne... na razie – dodałam, starając się ukryć obrzydzenie.
 – No dobrze – skrzyżował ręce na piersi, wstając po chwili – możesz już iść, przekaż Darianowi, że przybędę za trzy dni.
Wyszłam rzucając w stronę tego blondwłosego wrednego typa, stos przekleństw. Zamaszyście ruszyłam przed siebie, torując sobie drogę i odpychając zataczających się mężczyzn. Przez ten czas kiedy siedziałam u Pana D.  gawędząc ulica strasznie się zaludniła.
           
           Dopadłam do drabinki wspinając się do góry. Wchodzenie zajęło mi mniej, czasu, niż schodzenie. Wygramoliłam się na górę, czując niemałą ulgę, że jestem już u siebie. Nagle poczułam, że ktoś mnie obserwuje i to nie byle kto. Rozejrzałam się i natknęłam się na czarny łeb mojego opiekuna. Zdziwiłam się widząc przed sobą osobę Dariana. Wyglądał upiornie. Blada cera odcinała się od jego ciemnej poświaty, a oczy wygląda jakby tliły się samym ogniem piekielnym, stał dobre dwadzieścia metrów ode mnie. Lecz wiedziałam, że widzi każdy najmniejszy szczegół.
Jego czarna szata z atłasu okalała jego wąską sylwetkę, dodając mu jeszcze więcej dystyngowania. Przyglądał mi się z lekkim, lecz wrednym uśmiechem.
 – Co się tak gapisz – wypaliłam lekko wkurzona.
 – I jak tam misja?
 – Cudownie, Deladris jest prawie takim dupkiem jak ty. – Darian zarechotał szorstkim śmiechem. Zmroziło mnie, to nie był zwykły śmiech, ale śmiech demona, więc mógł przyprawić o ciarki.  – Przyjdzie do ciebie za trzy dni.
 – Wyśmienicie. A teraz chodź za mną – wywróciłam oczami, on jednak to zauważył, bo wlepił we mnie spojrzenie tych swoich ciemnych oczu, jakby chciał mnie poćwiartować. Pewnie nie raz to robił, zatem odpuściłam – mam coś co cię zainteresuje.
           Byłam pewna, że gdyby moje serce biło, łomotało by teraz jak szalone, a krew wręcz by się zagotowała. Czułam, że to co ma Darian, jest związane z moją przeszłością, z moim życiem.
Ruszyłam szybko za demonem, doganiając szybko. Nie chciałam teraz tracić czasu na gadaninę. Musiałam się dowiedzieć to takiego ma.

+++

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz